W odpowiedzi na wpis Mateusza Ochmana, kolega @OneRaxExpand przygotował wątek dla ojców i przyszłych ojców, w którym tłumaczy dlaczego powinni wychować swoje córki na żony (a nie na szony) i daje wskazówki jak się za to zabrać.
„Kolejne zaniedbanie/zaniechanie ojców dzisiejszych i wczorajszych córek. Jeśli jesteś ojcem córki nie możesz popaść we współczesne, fałszywe dogmaty dotyczące młodych kobiet. Musisz wykonać swoje zadanie, które sprowadza się do jednego: WYDAĆ CÓRKĘ ZA MĄŻ.
To nie archaiczne myślenie. To nie podejście z innej epoki. Nie prawdą jest, że dziś się już tak nie da. Te argumenty to podszepty sił złych, które chcą nieszczęścia dla Twojej córki, które chcą z niej zrobić podróbę mężczyzny i kolejnego depresyjnego podmiotu KONSUMPCJI.
Jeśli chcesz szczęścia dla swojej córki musisz uwolnić się mentalnie od tych dogmatów i wykonać zadanie, które przez wieki się nie zmieniło. Fakt, okoliczności są inne. Inne muszą być też Twoje działania, ale cel pozostał niezmienny:
To Ty odpowiadasz za to by Twoja córka założyła rodzinę i była szczęśliwą żoną i matką. To Twoja kontrola nad młodą kobietą, jej wychowanie i konkretne działania mają sprawić, że nie zatraci się w życiu „wiecznej studentki”, kończącej jako kocia mama alkoholiczka.
Jak to zrobić w wieku wielkiej spierdoliny AD 2023? Łatwo nie jest. To fakt. Co gorsza większość ojców działa lub akceptuje działania, które prowadzą do odwrotnego skutku niż założenie szczęśliwej rodziny przez ich córkę. Co robić, czego nie robić – parę rad w skrócie.
WYCHOWANIE: jeśli chcesz, żeby Twoja córka „znalazła” dobrego męża musisz ją wychować na dobrą żonę. Problem bowiem polega na tym, że ona nic nie znajduje – nie jest grzybiarzem, a mąż to nie prawdziwek. To mężczyźni decydują o związku i to oni się zaręczają.
Córkę musisz zatem wychować tak, by wartościowy mężczyzna z potencjałem chciał z nią założyć rodzinę. Czym jest wychowanie młodej kobiety na dobrą żonę? To akurat banalnie proste. Ale musisz wychowywać, zaangażować się, a nie zostawić to żonie.
Wychowaj ją na kobietę. Kobietę potrafiącą dbać o mężczyznę – niech jako jeszcze młoda dziewczynka poda do stołu, niech pomaga matce w domowych obowiązkach. Kobietę kobiecą – tęp głośność, wulgarność, ofensywność. Premiuj opanowanie, cichość, takt.
Mów o tych zasadach. „Kobiecie nie wypada…” to podstawowe zdanie w wychowaniu dziewczynki, które nasze pokolenia zapomniały. Kobietę skromną – odetnij jak najdłużej od SM. A w momencie kiedy będzie miała już Sociale tęp „internetowy ekshibicjonizm”.
Pokieruj zainteresowaniami – żadnych koni, motocykli, sztuk walki, boksów etc. Pokieruj w języki obce, instrumenty muzyczne, gimnastykę etc. Kobiety są w tym dobre po prostu, a poza tym unikniesz odstraszającej amazonki.
Prawda jest taka, że gość, którego chciałbyś za zięcia – facet z potencjałem, ambitny, dobry, który zadba o Twoją córkę z takim samym zaangażowaniem jak Ty, odpowiedni ojciec Twoich wnuków – szuka konkretnej kobiety.
Szuka cichej, uległej, szczupłej, miłej dziewczyny. Nie szuka bokserki, której pasją są samochody i której Instagram wygląda jak timeline koorwy z Dubaju. Takie dziunie będą przyciągać tylko fukc boyów albo przegrywów. Smutne ale prawdziwe.
WIARA: Wiara katolicka – Twój nieoceniony sojusznik. Wiem, że możesz być ateistą, buddystą, kalwinistą lub dentystą, ale prawdą jest, że autentyczna, głęboka wiara katolicka Twojej córki to połowa sukcesu. Nie chodzi tu platoniczne i symboliczne zapylanie do kościółka.
Chodzi o autentyczne wierzenie. Chęć zbawienia. Bojaźń Boża, która odstręcza od grzechu. Kult Maryi dziewicy. Czystość i prawdziwość. To wszystko sprawi, że na tle rówieśniczek wartość Twojej córki w oczach „dobrego męża” urośnie niewyobrażalnie.
DOROSŁOŚĆ: wychowałeś taką właśnie dziewczynkę – udało ci się, odhaczone. Ale to dopiero początek drogi. Teraz Twoja córka, spokojna, oddana, uległa i poukładana „dobra żona” wchodzi w dorosłość. I to jest najbardziej newralgiczny okres i Twoja ogromna odpowiedzialność.
Przede wszystkim: NIE WYPYCHAJ JEJ Z DOMU! To podstawowy błąd dzisiejszych ojców. Traktują córki jak synów: „Ważne żeby szybko się uniezależniła”, „jeśli sama będzie zarabiać i dbać o siebie to jej pomoże” – same bzdury, które miliony kobiet wpędziły w samotność.
Odnosząc się wreszcie do cytowanego tweeta @mateuszochman – kobiety instynktownie unikają mężczyzn o niższym statusie, nawet jeśli ta „niższość” jest jedynie wyimaginowana, jest tylko w ich głowach. Nie przeskoczysz tego.
Jeśli 18-latka jeździ samochodem, nie zainteresuje się gościem bez prawa jazdy. Jeśli 22-latka mieszka sama, nie zainteresuje się gościem, który mieszka u starych. Choćby to byli księciunie z bajki, kobieta ich oleje – taki program.
Dlatego spraw, żeby Twoja córka mieszkała z wami optymalnie długo – najlepiej do ślubu. Kobieta mieszkająca sama, sama układa sobie życie. Jest jej o wiele trudniej zbudować nowe życie rodziny, kiedy musi zburzyć część swojego stylu życia.
Wielu odpowie – „ale na studia musi iść”. I tu dwie rzeczy. Po pierwsze: nie musi. To nie jest żaden mus. Po drugie: jeśli mieszkasz w mieście, lub blisko miasta z uniwersytetem, to niech idzie, dalej mieszkając u was.
ZIĘĆ: i teraz najważniejsze. Czy poszła na studia czy nie to sprawa w sumie wtórna. W wielu przypadkach nie powstrzymasz tego – nawet jak wykonałeś powyższy plan, masz córkę wychowaną na „dobrą żonę”, możesz nie powstrzymać studiowania. Trudno.
Ale nie jest to tak ważne jak ślub. Niech studiuje, ale weźmie ślub. 30-40 lat temu to był standard. Sale wykładowe były pełne dziewczyn z obrączkami, a wózki dziecięce na wejściu do auditoriów były normą. Dziś rodzice boją się ślubu swojej córki jak diabeł święconej wody.
A w tym największe Twoje zadanie. Wydać córkę za mąż. Kiedy ona ma 20-22 lata. A nie kiedy będzie 32-letnią starą panną. „To jakieś bajdurzenie z 1950 roku, tak się nie da” – zakrzyknął pewnie nie jeden ojciec-leniuszek. Otóż da się – Tobie się po prostu nie chce.
Twoja córka już spotyka się z Twoim zięciem. Ty nie możesz go po prostu przegapić. Albo w liceum, albo zaraz po, albo na początku okresu „studenckiego” spotyka się z tym dobrym gościem. Z ojcem Twoich wnuków.
Gość pewnie nie jest idealny, sam masz do niego wiele zastrzeżeń, młody jeszcze, nieopierzony, grosza przy duszy nie ma. Ale kiedy będziesz blisko swojej córki, będziesz miał z nią kontakt, co sprawi że poznasz i jego, szybko rozpoznasz czy to ten.
Z ogromnie dużym prawdopodobieństwem ocenisz, że to gość co ją traktuje dobrze. Że to gość co życie ogarnie, że będzie piął się w górę, że ma plan. To Twój zięć. Nie spierdol tego. Bo jeśli go przegapisz, to twoja córka w końcu go spławi.
Takie są kobiety. Szukają coraz lepszych opcji. A dzisiejszy świat nie wywiera na nie presji zamążpójścia. Dlatego czekają, czekają i spławiają „dobrych mężów”. Teraz to Twoje ostatnie zadanie – i tu nie ma bezpośrednich rad.
To ty znasz swoją córkę, jesteś z nią blisko, masz kontakt i dobrą relację. Ty musisz wykminić jak ich (Twoją córkę i tego gościa) „popchnąć” do małżeństwa. To delikatna, koronkowa robota. Ale będąc w życiu córki dasz radę.
Biorą ślub, Ty cieszysz się wnukami i nabierasz coraz większej dumy z zięcia. Ona jest szczęśliwa i nie przypomina swoich rówieśniczek. Niby wszystkie mają „teraz” po 30 lat, ale Twoja córka jakaś taka bardziej pogodna, spełniona. Wykonałeś najtrudniejsze zadanie w życiu.
Nie pozwoliłeś przemielić kolejnej dziewczyny w korpo-konsumpcyjnym piekle depresji, samotności i przygodnego seksu. Stoisz z wnukiem na rękach i patrzysz jak Twoja córka, uśmiechnięta, przekomarza się z mężem. Nie ma piękniejszej chwili, tato!”